Porozumienie ACTA

rozmowy na dowolne tematy
ODPOWIEDZ
spike1975
Posty: 223
Rejestracja: 2010-05-18, 14:38
Lokalizacja: łódź

Post autor: spike1975 »

prawicowy oszołom o prawie autorskim:

"Trzeba chronić prawa autorskie… Pewnie, trzeba. Sam mógłbym dołożyć swoje do listy żalów artystów, bezradnie obserwujących tupet ludzi, którym wydaje się, że piosenki, książki czy filmy to coś, co się po prostu bierze („to jest kasabubu, chłopie, tego się nie »zarabia«, to się po prostu bierze frajerom” − uczy jeden uliczny oprych drugiego w „Mechanicznej Pomarańczy”). Mój wydawca twierdzi, że jeden tylko serwis „chomikuj.pl” rąbnął mnie już na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Liczył to ostatnio dokładnie, przygotowując jakieś pozwy (nawiasem, bez czekania na ACTA). Pewnie, że wolałbym mieć te pieniądze w kieszeni.
Z drugiej strony jednak, trudno by było mnie samemu wyjaśnić takiemu „chomikującemu”, czym przeczytanie mojej książki za darmo z Internetu różni się wypożyczenia jej ze szkolnej biblioteki. Z mojego punktu widzenia to to samo: dwa-trzy złote, zależnie od tytułu, do tyłu. Ale do wypożyczania z bibliotek wszyscy zachęcają i głaszczą po główce, a ściąganie z sieci nazywają złodziejstwem. Takich pytań, na które nie umiałbym odpowiedzieć, jest więcej. Dlaczego by legalnie kupić e-book trzeba zapłacić tyle samo, co za książkę papierową? Mój zarobek w obu wypadkach jest taki sam, w cenie książki papierowej mieści się cena papieru, druku, transportu, magazynu; na logikę e-book powinien być o tyle tańszy. Czy to jakaś zmowa wydawców, żeby e-booki nie zmiotły z rynku książek tradycyjnych? A dlaczego płyta CD kosztuje pięć − siedem dych, skoro artysta ma z tego nie więcej niż kilka złotych, a tłoczenie i cała reszta kosztuje jeszcze mniej? A dlaczego za puszczanie w sklepie czy salonie fryzjerskim radia ściąga się haracz, skoro radio już raz za prawo emisji tej muzyki zapłaciło, i kto naprawdę bierze te pieniądze?
Kto, tak jak ja, nie umie na te pytania odpowiedzieć, niech nie szafuje tak łatwo słowem „złodziej”.
Facet, który wymyślił sławną charakteryzację dla Borisa Karloffa w pierwszym filmie o Frankensteinie dostał za nią na rękę 25 dolarów. Koncern, któremu ją sprzedał, zarobił na prawach autorskich do maski potwora grube miliony, nadal zarabia, i nigdy nie odpalił ani centa artyście ani jego spadkobiercom. W Polsce akurat byłoby to niemożliwe, nasze prawo autorskie jest dużo uczciwsze od amerykańskiego (nie chce się wierzyć, ale naprawdę), tylko że na świecie obowiązują niestety standardy amerykańskie. Poza wąziutką grupą hodowanych na użytek mediów gwiazd popu twórca dostaje jakieś centy. Większość należnych mu pieniędzy i tak przechwytują rozmaite agencje, zaiksy, koncerny i inne cholery."

http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2012/02/0 ... ki-zachod/

zgadzam się z tym w 100 proc. to co obecnie nazywa się "ochroną właśności intelektualnej" to nic innego jak ochrona interesów koncernów a prawdziwi twórcy nie mają z tego nic. propaganda koncernów chętnie stosuje metodę "łapaj złodzieja" w odniesieniu do ludzi którzy rozpowszechniają filmy i muzykę ale jakoś gdy sami kładą łapę na zyskach z pomysłów innych to nie twierdzą że są złodziejami i że takich praktyk jak ta opisana przez ziemkiewicza (odnośnie frankensteina) powinno się zakazać.

i sorry że was tym tak męczę ale wydaje mi się że to ważne rzeczy są a skoro ktoś zaczął to czemu nie :)
(\ /)
(O.o)
(> <) This is Bunny. Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination!

ODPOWIEDZ

Wróć do „Porozmawiajmy”